11 listopada, 2006

Atlantic City i Filadelfia





Dzien po Tomasza 30-tych urodzinach pojechalismy zaszalec do Atlantic City.













Oprocz oslawiania urodzin, chcielismy wykorzystac w pelni auto (Chevy Trail Blazer), ktore mielismy pozyczone za darmo, z racji pakietu ubezpieczeniowego na jeepa, do ktorego znowu mi ktos z tylu wjechal.

Nim sie wybralismy i pozalatwialismy wszystkie "rachunki", bylo juz prawie poludnie, nim objechalismy Nowy Jork, w obawie przed piatkowym, popoludniowym szczytem, do Atlantic City dotarlismy dopiero po 18.00 i do tego lalo jak z cebra. Na szczescie dzien wczesniej zarezerwowalam pokoj w motelu Econo Lodge (jakies 6 mil od centrum AC), wiec ta czesc podrozy poszla szybko, sprawnie i nawet tanio. Motel byl do tego po generalnym remoncie i warunki w pokoju byly wrecz czterogwiazdkowe (jak na nasze wymogi), no moze z wyjatkiem braku numeru pokoju na drzwiach z zewnatrz (jakas idiotka wszystkich budzila w srodku nocy szukajac swoich drzwi..).



Jeszcze tego wieczoru pojechalismy do kasyna Trump Taj Mahal, calego we wschodnim, orintalnym stylu (jak nazwa podpowiada), zarowno z zewnatrz, jak i wewnatrz.
Kasyno zajmuje caly parter, o sporej powierzni, z niezliczonymi slots machines (maszyny typu jednoreki bandyta, z roznymi grami od pokera, przez bingo do kola fortuny), stolami do gry (z paroma rodzajami pokera, ruletka, oczkiem), stolami do turniejow pokerowych, miejscami, gdzie mozna stawiac na wyscigi konne i jeszcze pare innych atrakcji, ktorych nie zdazylismy sprobowac.



W sobote, juz przy bezdeszczowej aurze, objechalismy centrum miasta. Poza 3-4 bogatszymi kasynami, Atlantic City nie prezentuje klasy nawet troszke zblizonej do Las Vegas. Ulice sa szare, brudne i biedne. Nie ma tu zadnych centrow hadlowych ani restauracji. Wszystkie atrakcje znajduja sie wewnatrz paru kasyn i na tym slawa Atlantic City sie konczy.
Po spedzeniu godziny w kasynie Tropicana (Tomasza portfel schudnal, moj sie troche podreperowal porownujac do poranka), poszlismy na plaze, wzdluz ktorej znajduje sie pierwsza na swiecie drewniana promenada (board walk z 1870 roku). Akurat wyszlo slonce i nastepna godzine spedzilismy podziwiajac niesamowicie wzburzone, spienione morze (prosze sie przyjrzec tym falom!!), robiac zdjecia i kupujac pamiatki w skromnych, pustych sklepikach.




Prosto z plazy podazylismy na Atlantic City Express- platna autostrade laczaca miasto z Filadelfia (w stanie Pennsylvania). Filadelfie mozna objechac na okolo laczacymi sie autostradami, podziwiajac miasto z 3 duzych mostow, na ktorych punkcie mamy malego fiola. Wjechalismy rowniez do samego serca miasta, ale nie udalo nam sie znalezc zadnego miejsca na ulicy na zaparkowanie auta, a placic za parking nam sie nie chcialo... Wrocilismy na Interstate-95- autostrade, ktora zaczyna sie w Bostonie, a konczy w Miami i podazylismy do stanow Maryland and Daleware. Tam kupilismy magnesy stanowe na lodowke i zaczelismy nasza podroz powrotna. Gdy minelismy gdzies z prawej strony Filadelfie i mknelismy w gore przez New Jersey, zaczelismy sie rozgladac za motelem. Oczywiscie, motele tu nie sa wybudowane wzdluz autostrady, trzeba z niej zjechac (jechalismy platna) i dopiero szukac. Tak tez zrobilismy, ale motel zastalismy tylko jeden...Zbyt zmeczeni parogodzinna jazda i pozna pora postanowilismy przenocowac w Scottish Motel (szkockim motelu), ktory nie dosc, ze drozszy od poprzedniego, to mial takie atrakcje, jak: slabo dzialajacy regulator temperatury, 2 osobne lozka, zolto-brazowe (z uzycia...) poszewki na poduszki i czarne zwierzatka z czulkami, poszukujace jedzenia...Ubrani, spiac na zwinietych bluzach pod glowa, nie biorac prysznica, przezylismy jakos te noc i wczesnie rano zaczelismy kontynuowac droge powrotna. Okolo 14.40 bylismy w domu.