08 lutego, 2007

Podroz do Cieszyna

13 stycznia 2007 wyruszylismy w kolejna podroz do domu.

Podroz: Boston, Zurich, Praga, Olomuniec, Cieszyn z nieplanowanym noclegiem w Pradze, gdzie chwila nieuwagi kosztowala nas rozbite okno w aucie i ukradziony plecaczek kolegi, w ktorym wiozl do Olomunca pare koszulek i bielizne na przebranie, natomiast nasze 160 kg bagazu zostalo nietkniete.
Bagaz: 2 torby po 32kg, 2 torby po 23kg, 2 torby po 10 kg i torba z 3 parami nart- 30kg. Zdecydowanie za ciezko dla zwyklego zlodziejaszka..
Praga: spotkanie ze znajomymi przy grzancu i talerzu smazeneho syra s tatarskou omackou, hranolkama a oblohou :D





Lotniska: w Bostonie i w Zurichu:


Palarnia dla wielbladow i uszkodzone auto:


Linda, Tomas, Rado i Tiso oraz ja z Linda i naszymi serami:


Panorama Cieszyna z odleglosci paru kilometrow zawsze sprawiala przyjemnosc mojemu oku, nawet po kilku dniach nieobecnosci, tym przyjemniejsza po roku nieobecnosci. W Cieszynie zmienilo sie jedynie (a moze az) glowne skrzyzowanie w centrum miasta, gdzie utworzono rondeczko i zmieniono nieco ruch, pare ulic i przystankow. Wszystko inne po staremu. W domu czekala rodzina z pomidorowa z lanym ciastem i kluska z poledwica, a na Chopina czekala Karolcia z Sylwia.

Panorama Cieszyna z naszego okna, Rodzice:


Spozniony Aniolek:


Tym razem mialam troche lepiej zorganizowany czas i zdazylam spotkac sie z cala Rodzinka i przyjaciolkami w Cieszynie, na te z Krakowa niestety zabraklo nie tyle czasu, co pogody na wojaze. No ale mam nadzieje, ze nastepnym razem sie juz uda.

Ania z Tomkiem, Majka i Markiem:


Wiktor i Paulina, zbiorowe- stoja: Monika, Kasia, Adam, Mietek, siedza: Marcin, Wiktor, Jagoda, Asia, Nikodem, Ania, Krysia i Paulina:


Jak co roku udalo mi sie spotkac z dziewczynami z druzyny. Tym razem zabraklo Kacheli, ktora przyjezdza z Francji w marcu i Gosi, ktora jest juz z powrotem w Chicago.
Spotkalysmy sie jak zwykle na granicy, tuz za ktora znajduje sie nasza ulubiona restauracja DaCapo (choc mogliby w koncu dac smazony ser do menu..). Tam, przy lamkach czerwonego wina (przy butelkach w zasadzie) i talerzach pelnych wysmienitego wloskiego jedzenia, jak zwykle usmialysmy sie do bolu, przypominajac sobie stare, dobre czasy LKS Cieszynianki i ogladajac zdjecia, ktore kazda wygrzebala gdzies z albumow i przyniosla tego wieczora ze soba.
Zdjec z dyskoteki w Retro niestety nie posiadamy, ale tez bylo fajnie.

Cieszynianka w skladzie: Doris, Dusia (stoja), Monika, Sylwia, Monika, Sabina:



W nasza ostatnia srode urlopu pojechalismy z Tomasem na basen do Hotelu Golebiewskiego w Wisle, gdzie w roznego rodzaju solankach, saunach i basenach nabieralismy sil na powrot do pracy.



Trzy tygodnie przelecialy szybko, lecz bardzo przyjemnie. Wypoczeci wrocilismy do Bostonu.







Z moimi Rodzicami i przystojnym bratem:



Kassel

W styczniu odwiedzilysmy z mama Gosie i Adasia w Kassel.


Chociaz mama leciala samolotem po raz pierwszy w zyciu, to ja- stala bywaczka samolotowa mialam "reise fiber". Mama czekala na zdenerwowanie wpierw w domu, potem w drodze na lotnisko, w samolocie, potem czekala na "wciskanie" w fotel podczas startu, i dalej NIC. Nasuwa mi sie jeden wniosek- mama z lotu nic sobie nie zrobila i minal jej, jak jazda winda na 10 pietro. Byla nawet troche zawiedziona, ze sie ani troche nie denerwowala, nawet po moich wyjasnieniach, ze 15 minutowe ladowanie w Niemczech bylo najgorszym, jakie dotychczas przezylam.




Juz niby wszystko bylo dobrze, ale zapomnialysmy wziac poprawke na moje sklonnosci pozdroznicze, a to wiaze sie z dodatkowymi atrakcjami typu psujacy sie silnik w aucie mknacym po autobanie, gdzies pomiedzy Frankfurtem a Kassel. Ale nie z takich opresji juz czlowiek wychodzil. W koncu dotarlysmy do umierajacych z glodu, czekajacych na nas z obiadem Gosi i Adasia, a prezentom i radosci nie bylo konca.

Mamy pierwszy lot w zyciu:


Adas mial w koncu okazje przypomniec sobie ciocie Monike, a ciocia przyswajala nowe gabaryty Adasia, no bo przeciez kiedy ostatnio sie z nim bawilam, mial zaledwie 3 latka (nie liczac zeszlorocznych kilkugodzinnych odwiedzin).
Adas chodzi juz do 2 klasy, lubi cole, frytki, kielbase i lody, a do bzika na punkcie myszek dolaczyl jeszcze Sponge Bob Square Pants. Podczas gdy my penetrowalysmy sklepy pelne obnizek, Adas wszystko fotografowal, bo nagle okazalo sie, ze aparat to najlepsza zabawka dla znudzonego siedmiolatka (sprawdzilo sie na babskich zakupach, obiedzie w restauracji, w niedzielne popoludnie i w kawiarni). No moze druga najlepsza, bo to Geomag jest obecnie hitem inteligentnych dzieciakow (oraz ich mam i ciotek).

Adas szaleje z aparatem:


Hit roku: Geomag


Glownymi atrakcjami pobytu w Kassel (oprocz samego bycia z Adasiem) staly sie wypad do "term" czyli centra odnowy biologicznej z basenami, saunami i goracymi wannami pelnymi babelkow oraz obiad w restauracji Witaminy, ktora poczestowala nas wyborna gesia.

W kawiarni i ges u Witaminy:


Termy:



Do zobaczenia za rok!!!